głównao reikimistrzynikursyzabiegtekstyfilmykontakt



Wróć do listy artykułów...

Abp Bolesław Pylak

Bioterapia, naturoterapia, radiestezja - perspektywy ich rozwoju


Powyższy tytuł stanowi hasło jubileuszowego spotkania z okazji X-lecia Ogólnopolskiego Cechu Bioenergoterapeutów i Radiestetów. Spotkanie tego rodzaju jest z pewnością sensowne i pożyteczne. Umożliwia bowiem wspólną refleksję na temat spraw, które interesują pokaźną grupę osób w naszym kraju. Do tej grupy włączyło mnie samo życie. Przed wielu laty poważnie zachorowałem. Szukając przyczyny choroby, odkryłem, że jest nią specyficzna nadwrażliwość mojego organizmu na różnego rodzaju promieniowania, w tym wypadku dla mnie szkodliwego. Zainteresowałem się tą sprawą, przestudiowałem sporo literatury z tej dziedziny, zacząłem korzystać z zawartych w niej zaleceń. Dzięki temu mój organizm funkcjonuje względnie dobrze aż po dzień dzisiejszy. Patrząc wstecz na moje życie, widzę i doceniam wartość radiestezji i korzystny wpływ bioenergii na ludzki organizm. Dlatego też dzielę się moim doświadczeniem i myślami w ramach obecnego kongresu.
Myśli moje grupuję wokół trzech zagadnień, zgodnie z francuską zasadą rozwiązywania problemów: voir, juger, agir, czyli w obliczu problemu należy go najpierw poznać, potem ocenić racje za i przeciw i w wyniku tych rozważań wyprowadzać wnioski celem ich realizacji.

I. Stan aktualny, czyli pewnego rodzaju inwentaryzacja dotychczasowego dorobku w tej dziedzinie

Jest faktem, że w ostatnim 30-leciu notujemy w naszym kraju piękny rozwój wiedzy o radiestezji i medycynie naturalnej. W kilku miastach powstały stowarzyszenia grupujące ludzi interesujących się tymi sprawami. Dużym zainteresowaniem cieszą się targi medycyny naturalnej organizowane w różnych środowiskach. Istnieją czasopisma publikujące artykuły o tematyce z tej dziedziny („Nieznany Świat”, „Czwarty Wymiar”, „Uzdrawiacz” i inne). Opublikowano szereg wartościowych prac, w tym wiele tłumaczeń z języków obcych. Z wielkim aplauzem ze strony chorych pracuje wielu utalentowanych uzdrawiaczy. W sumie posiadamy znaczący dorobek naukowy z omawianej dziedziny. Rodzi się pytanie, czy nie należałoby dokonać jakiegoś podsumowania tegoż dorobku w formie pracy, pewnego rodzaju syntezy w oparciu o monografie z poszczególnych ośrodków. Początkiem tego rodzaju akcji mogła by być Encyklopedia osób i organizacji zajmujących się tymi sprawami. Myślę, że jest to możliwe i dla sprawy popularyzacji tej dziedziny wiedzy miałoby duże znaczenie.

II. Trudności – przeszkody w naszej pracy radiestezyjnej i uzdrowicielskiej

Wyliczę najważniejsze:

a) Radiestezja i medycyna naturalna, określana często mianem znachorstwa, są negowane przez pewną grupę naukowców. Znane są nazwiska ludzi z cenzusem naukowym, którzy badali te zjawiska, np. istnienie cieków wodnych i doszli do wniosku, że faktycznie ich nie ma. Pamiętam też dyskusję na ten temat w telewizji. Dobrano dyskutantów, grupę tylko przeciwników radiestezji. Nie dopuszczono do dyskusji jej zwolenników. Zapomniano o zasadzie: audiatur et altera pars – należy wysłuchać także i drugą stronę. Wynik dyskusji był wiadomy. Nie ma cieków wodnych i radiestezja – to szalbierstwo. Tak się złożyło, że w tym czasie odwiedził mnie nasz diecezjalny ksiądz pracujący jako misjonarz w Afryce. Opowiadał z radością o swojej pracy wśród tamtejszych mieszkańców. Jako swoje wielkie osiągnięcie przytaczał fakt odnalezienia przez radiestetów dobrego miejsca na studnię i jej wykonanie. Mamy teraz – mówił - wspaniałą wodę, a to znaczy w Afryce życie. Brak wody - to pewna śmierć. Pomyślałem, dlaczego nie zaproszono go na ową dyskusję w telewizji? Contra factum nullum argumentum – przeciw faktom nie ma argumentów. Negujący możliwość odnajdywania wody w głębi ziemi lub różnych minerałów przy pomocy radiestezji popełniają zasadniczy błąd. Posługują się narzędziami z innej dziedziny fizyki. Dlatego głoszą: cieków wodnych nie ma. Oczywiście tego rodzaju twierdzenie jest nieuzasadnione, a więc nienaukowe. Można je skwitować stwierdzeniem: gratis asseritur, gratis negatur - twierdzenie nie uzasadnione należy odrzucić.

Przytoczę kilka znanych mi przypadków korzystania z radiestezji jako rzeczowy argument za jej prawdziwością. Otóż oddziały wojska angielskiego, stacjonujące w Afryce, zawsze miewały radiestetę, który zabezpieczał im dobrą wodę. Znałem też Niemca, który był zatrudniony jako radiesteta w firmie poszukującej pokładów węgla i innych minerałów. Poznałem też misjonarza, Werbistę, pracującego od wielu lat w Indonezji. Jako profesor biologii prowadzi tam także wykłady z tej dziedziny na dwu uniwersytetach. Jest utalentowanym radiestetą. Jego organizm sygnalizuje np. bliskie trzęsienie ziemi, co w tamtym kraju nie jest rzadkością. Pomaga również owocnie w kłopotach małżonków, którzy pragną mieć dzieci, ale z racji równości układów elektrycznych ich organizmów nie dochodzi do zapłodnienia. Metodą radiestezyjną usuwa ową przeszkodę i w 80-procentach rozwiązuje pozytywnie ów problem, tak ważny dla rodziny. Znany jest w naszym kraju p.Józef Baj. Podczas okupacji niemieckiej znalazł się w obozie koncentracyjnym. Kierownictwo tegoż obozu chciało wykopać studnię. Zwrócono się w tej sprawie do tegoż p.Baja i drugiego obozowicza, Szwajcara, utalentowanego radiestety z prośbą o wskazanie dobrego miejsca na ową studnię. Gdyby nie wykonali tego zadania, groziła im śmierć. Oczywiście znaleźli dobre miejsce na tę studnię. Przeżyli obaj obóz i doczekali się wolności. Pan Baj zajął się konstruowaniem różnego rodzaju wahadeł radiestezyjnych. Stał się wielkim fachowcem w tej dziedzinie, znanym w skali światowej. Korzystam z jego pracy, mając do dyspozycji wiele jego wahadeł. Wspomnę jeszcze nieżyjącego już o.Czesława Klimuszkę, franciszkanina. Korzystając z wrodzonego sobie daru radiestezyjnego pomógł on wielu ludziom w odnalezieniu zaginionych osób. Był też świetnym znawcą ziół. Również w tej dziedzinie pomagał wielu ludziom jako znany i ceniony zielarz. Myślę, że każdy z nas poznał w swoim życiu wielu utalentowanych radiestetów, którzy Bożym darem służą dobru drugiego człowieka. W świetle tego rodzaju faktów jak tłumaczyć postawę tych ludzi, którzy negują istnienie radiestezji, traktując ją jako szalbierstwo? Odpowiedź pozostawiam czytelnikom.

b) Inny argument negujący bioenergoterapię: rzeczywistość naukową może każdy eksperymentalnie powtórzyć. Tymczasem tylko część ludzi (około 20%) posiada wrażliwość radiestezyjną i w różnym stopniu uzdolnienia terapeutyczne. Tego rodzaju trudność rzeczywiście istnieje. Jednak dla znacznej grupy ludzi są to sprawy absolutnie pewne i powtarzalne, a zatem naukowe. Przed ludźmi niewrażliwymi staje problem: znane są fakty uzdrowień, odnalezienia cieków wodnych (studnie). Istnieją skutki, więc musi być także ich przyczyna. Faktom nie można zaprzeczyć. Można je tylko badać, stosując właściwe narzędzia poznawcze. W tym wypadku są nimi pewni ludzie obdarzeni jakimś szóstym czy siódmym zmysłem poznawczym.

c) Ze strony lekarzy słyszałem taką interpretację skutków bioterapii: są to następstwa skuteczności zasady placebo, psychicznego nastawienia chorego. Wiemy jednak, że tego rodzaju skutki mają miejsce także u dzieci nieświadomych działań terapeuty, jak również u zwierząt. Zasada placebo nie wyjaśnia więc skuteczności bioterapii.

d) Medycyna akademicka, zwłaszcza w Polsce, zdecydowanie neguje wszelką medycynę niekonwencjonalną. Znana jest historia pewnego lekarza leczącego także energią własnych rąk i związane z tą sprawą jego perypetie sądowe. Tymczasem w innych krajach, jak w Stanach Zjednoczonych, w Anglii, Francji, w Niemczech medycyna alternatywna jest powszechnie akceptowana, a nawet nauczana na wydziałach medycznych. Jesteśmy więc mocno zapóźnieni, także w tej dziedzinie.

e) Inny zarzut wysuwany ze strony pewnych katolików: radiestezja i medycyna niekonwencjonalna jest sprzeczna z nauką Kościoła katolickiego i przez tenże Kościół odrzucana. Niektórzy z nadgorliwców dopatrują się w tych sprawach działania złego ducha. Znane są nazwiska kilku księży, którzy w środkach społecznego przekazu głoszą tego rodzaju poglądy. Przytoczę słowa pewnego kaznodziei, który w czasie Mszy świętej w pewnym kościele parafialnym głosił: „Nie wolno korzystać z usług medycyny naturalnej, takich, jak między innymi, bioenergoterapia, radiestezja, homeopatia. Wszystkie osoby korzystające z tych usług powinny się wyspowiadać, a na bioenergoterapeutów, radiestetów i homeopatów będzie nałożona przez Kościół klątwa do czwartego pokolenia” („Nieznany Świat”, 2010, nr 1, s.27). Otóż tego rodzaju głoszenie własnych poglądów i powoływanie się na autorytet Kościoła jest wielkim nadużyciem. Kościół nigdy nie potępiał radiestezji czy terapii naturalnej. Co więcej, wielu księży zapisało się znacząco w historii tychże dziedzin wiedzy. Wprawdzie Kongregacja Świętego Oficjum wydała 26 marca 1942 roku dekret dyscyplinarny obowiązujący osoby duchowne. Dekret ten jest często błędnie interpretowany. Czytamy w nim:

„Najwyższa Święta Kongregacja Oficjum rozważywszy w sposób dogłębny niebezpieczeństwa, które mogą zaszkodzić religii i prawdziwej pobożności z racji udzielania przez duchownych porad radiestezyjnych na temat spraw dotyczących samych osób oraz przepowiadania zdarzeń, a także uwzględniając wszystko to, o czym stanowią kanony 138 i 139 Kodeksu Prawa Kanonicznego w odniesieniu do duchownych świeckich i zakonnych, których od tych porad powinno się powstrzymywać, jako że one uwłaszczają stanowi i godności osobistej duchownego albo też mogą zaszkodzić jego autorytetowi, postanawia co następuje, bez wdawania się wszakże tym dekretem w kwestie naukowe na temat radiestezji.
Najdostojniejszym ordynariuszom miejsca i wyższym przełożonym zakonnym poleca się, aby surowo zabronili duchownym świeckim i zakonnym zajmowania się kiedykolwiek tymi badaniami radiestezyjnymi, uwzględnianymi we wspomnianych poradach”.


Otóż powyższy dekret dotyczy tylko osób duchownych, a nie świeckich. Zakazuje udzielania „porad na temat spraw dotyczących samych osób oraz przepowiadania zdarzeń”. Chodzi o to, aby przy pomocy radiestezji nie penetrować tajników ludzkiego wnętrza, łącznie z sumieniem i w oparciu o tego rodzaju badania nie przewidywać dalszych losów konkretnego człowieka. Dekret zatem nie zakazuje duchownym korzystania z radiestezji w badaniu świata rzeczy, np. w zabezpieczaniu się przed szkodliwymi dla zdrowia ciekami wodnymi, liniami geopatycznymi itp. Podobnie wolno także nam, duchownym, badać stosowność pokarmów bądź leków dla konkretnej osoby. Korzystamy w tym wypadku z daru natury, a więc daru Bożego dla naszego dobra. Omawiany dekret nie neguje i nie zakazuje potrzeby badań naukowych z zakresu radiestezji, a więc uznaje jej istnienie. W stosunku do duchownych zakaz Kościoła ma charakter dyscyplinarny. Chodzi o zabezpieczenie autorytetu księdza jako sługi Bożego, powołanego do spełniania posług religijnych. Osobiście korzystam z radiestezji od wielu lat z pozytywnym skutkiem dla mojego zdrowia. Oczywiście nie nadużywam tego daru Bożego do celów niewłaściwych. Wiadomo, że każda rzecz może służyć dobru, ale i złu. Wszystko zależy od moralnej jakości człowieka. W oparciu o moje obserwacje stwierdzam, że ogół radiestetów i bioterapeutów są to ludzi na wskroś uczciwi i w swojej pracy kierują się dobrem bliźniego. Pewien profesor medycyny powiedział mi: korzystam z radiestezji i wahadełka. Nie mówię jednak o tym moim kolegom medykom, bo by mnie zadziobali. Niestety, jesteśmy społeczeństwem jeszcze bardzo „zaściankowym”, mało tolerancyjnym w sprawach ogólnych. Wykazujemy natomiast dużo tolerancji w dziedzinie zła moralnego.

Przytoczę jeszcze pewien fakt, który mnie zaskoczył i mocno zasmucił. Otóż znany mi lekarz, który początkowo był raczej sceptycznie nastawiony do radiestezji, odkrył potem, że właśnie i on posiada ten Boży dar. Oczywiście zaczął także z niego korzystać w swojej pracy medycznej. Wezwano go do uczelni, w której ukończył studia lekarskie. Odbył się sąd koleżeński. Udzielono mu nagany, że praktykuje zabobony. Zakazano mu korzystania z radiestezji. Jak oceniać tego rodzaju fakt? Dla chorego jest rzeczą obojętną, jaką metodą jest leczony. Natomiast obowiązkiem lekarza jest pomagać choremu, wykorzystując wszystkie swoje możliwości. Niestety i wśród lekarzy bywają także „ciasno myślący” ludzie.

Jeśli chodzi o mnie, na powyższe tematy zabieram głos gotów nawet na „zadziobanie”. A fakty tego rodzaju mają miejsce. Otrzymuję wiele listów z upomnieniami i z zagrożeniem skierowania skargi nawet do Watykanu. Przyjmuję to wszystko po Bożemu. Mam nadzieję, że nie spłonę na stosie. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać o słuszności moich poglądów. Mówię to, co wiem i co praktykuję od wielu lat z pozytywnym skutkiem. Jeśli ktoś jest przekonany, że w tych sprawach ma miejsce działanie złego ducha, nie powinien korzystać z usług radiestety czy bioterapeuty. Ale jeśli ma wątpliwości, winien szukać prawdy aż do skutku. Nie powinien jednak potępiać inaczej myślących.

Przytoczę jeszcze jeden fakt pomijany milczeniem przez przeciwników radiestezji. Otóż poznałem pewnego pana, z zawodu inżyniera lotnika, bardzo utalentowanego radiestetę. Korzystał z tej dziedziny wiedzy w czasie okupacji niemieckiej, pracując w wywiadzie Armii Krajowej. Ustalał np. przy pomocy wahadła zawartość wagonów stojących na bocznicy kolejowej w Świdniku. Jako praktykujący katolik zwrócił się w roku 1987 do Ojca Świętego Jana Pawła II z zapytaniem, czy posługując się radiestezją nie pozostaje w sprzeczności z nauką Kościoła. Otrzymał odpowiedź, w której znalazły się następująca słowa: „Jeśli to ma służyć dla dobra ludzi, to chyba nie ma w tym nic złego, co byłoby przeciwne wierze katolickiej. Uprawianie zabobonów jest grzechem. Nie sądzę, by Pan działał po tej linii, a w człowieku jest wiele możliwości i Pan Bóg nie zabronił mu używania rozumu dla godziwych celów, nie obrażających Boga”. A więc mamy wypowiedź Ojca Świętego aprobującą radiestezję. Możemy z niej korzystać ze spokojnym sumieniem. Wszak w tym wypadku wypełniamy Boży nakaz: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz l,28). Mówiąc językiem teologii, uzdolnienia radiestezyjne są to naturalne charyzmaty, wszczepione w naturę ludzką przez Boga dla naszego dobra. Nie korzystanie z nich byłoby nawet obrazą Boga, ich Stwórcy.

III. Perspektywy rozwoju radiestezji, bioenergoterapii i naturoterapii

Po nakreśleniu w wielkim skrócie aktualnego stanu radiestezji i medycyny alternatywnej oraz po ukazaniu rodzących się trudności i zarzutów z różnych stron, stawiamy pytanie, co należy czynić, aby ta dziedzina wiedzy wyszła niejako z powijaków i z cienia podejrzeń oraz nieufności, z jaką te sprawy są traktowane w naszym kraju. Chodzi o to, aby stały się one normalnym przejawem codziennego życia. Będzie to z pewnością z pożytkiem dla człowieka.

a) Istnieje potrzeba szerokiej i wszechstronnej informacji jako leku na ogromną ignorancję tych spraw w naszym społeczeństwie. Wdzięczni jesteśmy miesięcznikom „Nieznany Świat”, „Czwarty Wymiar”, „Uzdrawiacz” i innym środkom społecznego przekazu za publikacje artykułów z tej dziedziny. Należałoby w większym stopniu wykorzystywać także lokalną prasę, może radio i telewizję. Są dziennikarze poszukujący nowych, interesujących tematów. Może trzeba by „zapukać” do Radia Maryja i poprosić o dopuszczenie do głosu także „inaczej myślących”? Należy też pisać do naszych katolickich tygodników „Niedziela” i „Gość Niedzielny”. Myślę również o czasopismach medycznych. Warto by i tam publikować informacyjne artykuły. Wspomnę np. o interesującej pracy, tłumaczonej z języka angielskiego, p.t. „Podstawy medycyny komplementarnej i alternatywnej”. Red. W.B.Jonas, J.S.Levin. Kraków 2000, str.620. Wydawnictwo Prac Naukowych „Universitas”. Praca zbiorowa. Większość jej autorów są to ludzie kompetentni, posiadający wyższe stopnie naukowe w swoich dziedzinach wiedzy, wykładający ją na różnych uczelniach medycznych. Dzieło pomyślane jako podręcznik dla lekarzy i ludzi interesujących się medycyną alternatywną. W Lublinie na Uniwersytecie Medycznym pewna lekarka obroniła pracę doktorską na temat medycyny naturalnej. Na tymże Uniwersytecie miało miejsce ogólnoświatowe sympozjum na temat skuteczności ziół w leczeniu schorzeń. Powoli niechętny klimat wobec medycyny naturalnej w naszym kraju będzie się zmieniał. Po prostu prawda jest prawdą i prędzej czy później ujawni się w całej swojej oczywistości.

Z interesującą inicjatywą wystąpił ostatnio pewien radiesteta z Częstochowy. Wysuwał on projekt utworzenia Akademii Medycyny Naturalnej, lub przynajmniej jej wydziału przy już istniejącej uczelni. Myślę, że jest to marzenie chwilowo nie do zrealizowania. Pamiętam, jak to przed wielu laty pewien profesor medycyny z Lublina wystąpił z projektem utworzenia Wydziału Lekarskiego przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Projekt ten wywołał w Ministerstwie Zdrowia przerażenie. Oczywiście odrzucono go. Sprawa jednak utworzenia uczelni medycyny naturalnej jest nadal otwarta. W Niemczech istnieje tego rodzaju uczelnia i w jej ramach kształci się wielu studentów.

b) Jak przełamać opory wobec bioterapii ze strony medycyny akademickiej? W obecnym czasie nie widzę wielkich możliwości działania w tym kierunku. Trzeba oczywiście współpracować z Radą do Spraw Niekonwencjonalnych Metod Terapii przy Ministerstwie Zdrowia. Związek Stowarzyszeń Bioterapeutycznych posiada podstawy prawne do starania się o legalizację dla pracujących naturoterapeutów. W roku 1995 zalegalizowano u nas zawód bioenergoterapeuty. O owym korzystnym i radosnym dla radiestetów wydarzeniu czytamy w „Rozporządzeniu Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z 20.04.1995r. w sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności dla potrzeb rynku pracy oraz zakresu jej stosowania”, ogłoszonym w Dzienniku Ustaw nr 48 z 1995r., poz. 253. W załączniku do powyższego rozporządzenia zamieszczono układ strukturalny zawodów i specjalności. W dziale 5 czytamy o grupie „Pracowników usług osobistych i sprzedawcach”, a w pozycji nr 515 – o psychotronikach. Do tej właśnie grupy zawodowej zaliczono bioenergoterapeutów, a w 1997r. wspomniany zawód – po ustaleniu warunków egzaminów określonych przez Związek Rzemiosła Polskiego – został uznany za rzemiosło.

W świetle prawa działanie bioenergoterapeutów polega na rozeznaniu zaburzeń bioenergetycznych organizmu, usuwaniu ich, przywracaniu wolnego przepływu bioenergii, oczyszczaniu bioenergetycznym oraz zasilaniu strefy bioenergetycznych niedoborów w celu pobudzenia naturalnych sił obronnych organizmu, wzmacnianiu układu odpornościowego i przyśpieszaniu procesów regeneracji tegoż organizmu. Oczywiście działalność bioterapeutów nie neguje potrzeby korzystania z możliwości medycyny akademickiej. Pragnie ją tylko dopełniać i jej pomagać. Ponieważ chodzi tu o usługi, zatem usługobiorcy są klientami, a nie pacjentami. Diagnoza energetyczna nie neguje diagnozy medycznej. Dlatego wszelkie zarzuty pod adresem bioterapeutów ze strony ortodoksyjnych przedstawicieli medycyny akademickiej są bezpodstawne i bezprawne. Bioterapia usiłuje przywracać organizmowi jego optymalny stan psychofizyczny, co niewątpliwie jest korzystne przy leczeniu jego faktycznych schorzeń.

Jest rzeczą oczywistą, że organizacje radiestezyjne i bioenergoterapeutyczne winne troszczyć się o poziom fachowości swoich członków. Czynią to, organizując dla nich specjalne egzaminy. Profesjonalistów z tej dziedziny po egzaminie jest stosunkowo niewielu. Większość z bioterapeutów pracuje, często bardzo skutecznie, nie składając żadnych egzaminów. Gdyby ich działalność nie była korzystna dla chorych, z pewnością bioterapia dawno by zamarła.

c) Dotychczasową prace bioterapeutów w naszym kraju określiłbym mianem działania via facti – drogą faktów. Po prostu bioterapeuci, obdarzeni przez Stwórcę nadzwyczajnym darem natury, służą potrzebującym ich pomocy. Chodzi o to, aby wejść z tą pomocą na drogę prawa – via legis. Taką drogę przeszła medycyna alternatywna (bioenergetyczna) w Stanach Zjednoczonych. Nacisk społeczny ludzi korzystających z niej zmusił władze, także medyczne do uznania tego, co było już w powszechnym użyciu. Słowa uznania należą się Związkowi Rzemiosła Polskiego za to, że przyjął radiestetów i bioterapeutów pod swoje opiekuńcze skrzydła. Jednak zasługują oni także na to, aby także oficjalna medycyna traktowała ich nie po macoszemu. Wszak wspomagają ją w trosce o zdrowie człowieka. Salus infirmorum suprema lex - zdrowie chorego jest najwyższym prawem.

Ta zasada obowiązuje zawsze i wszystkich.

Wróć do listy artykułów...